Kto pamięta zieloną naklejkę Jaffa na pomarańczach? Dostępnych kiedyś, tylko jako rarytas na Święta Bożego Narodzenia? Ach… ten zapach pomarańczy, to był znak rozpoznawczy nadchodzących Świąt! Tak wiemy, że Ci „nieco” młodsi 🙂 pewnie nie bardzo wiedzą o czym mowa… No tak… teraz o pomarańcze można się potknąć na każdym rogu, czy zawadzić łokciem o karton soku pomarańczowego na sklepowej półce!
Naklejka z zagranicy!
Ale kiedyś… za górami za lasami, a właściwie za żelazną kurtyną komuny – pomarańcza to było to! A już ta opakowana w cieniutki i miękki papierek, pod którym kryło się pomarańczowe cudo z zieloną naklejką Jaffa! Cudo mięsiste, słodkie i soczyste. Pachnące i z łatwo odchodzącą skórką i prawie bez pestek…
Współczesny magnes
Ha! Co tu dużo mówić – już sama naklejka była jak prezent – i z dumą lądowała na przedmiotach wszelkich, niczym zdobyczne trofeum z zagranicy! Taki powiedzmy protoplasta współczesnego magnesu na lodówkę… Wybaczcie nam… wiek jednak robi swoje… no cóż… życia nie oszukasz… Dzieci komuny wiedzą o czym mowa 🙂
Delicje, czyli „Jaffa Cake”
A kiedy już o małym, że tak powiem oszustewku mowa – to co powiecie na to, że nasze, swojskie ukochane „Delicje”, niemalże chluba i duma narodowa, towar eksportowy pierwsza klasa wraz z innym wyrobami Wedla – to można by rzec podróbka ciasteczek „Jaffa Cake”. A swoją nazwą zawdzięczają towarzyszom Partii?
Tak… tak… „Delicje” wcale nie są nasze – i nie jest to nasz rodzimy wynalazek. „Delicje” nie inaczej, ale swój początek wywodzą z Jaffy właśnie!
Jaffa, czyli pomarańcze prosto z Izraela
Jaffa… brzmi znajomo nie tylko dla miłośników pomarańczy? no jasne! Pomarańcze, te świąteczne cuda, zapowiadające święta, niczym teraz reklama Coca Coli z pędzącym Mikołajem, wędrowały do nas świątecznym strumieniem, a nawet strużką z izraelskiej Jaffy!
Jaffa i lewitujące drzewko pomarańczy
Ale…ale… to nie koniec pomarańczowych niespodzianek! Kto był w Jaffie i widział lewitujące pomarańczowe drzewko, które nadal żyje, choć nie ma korzeni i unosi się w powietrzu?
Można by powiedzieć, że to drzewko całkiem wyrwane z kontekstu. I to w dosłownym jak i przenośnym tego słowa znaczeniu. A kiedy już o przenośni mowa…To gdzie można się poczuć i zakorzenionym i wykorzenionym jednocześnie?
Odpowiedź oczywiście brzmi….! Raczej bez niespodzianek: w Izraelu właśnie! Metaforycznie rzecz ujmując, tak poczuł się Ran Morin i jego wiszące drzewko… dyndające malowniczo na jednej z uliczek starożytnej Jaffy. Ran Morin to izraelski artysta, twórca słynnego lewitującego pomarańczowego drzewka, tak chętnie odwiedzanego przez turystów z całego świata już od ponad 20 lat.
Elektryczna pomarańcza
Wędrując po malowniczych zakamarkach Jaffy, niespodziewanie natykamy się na wiszące pomarańczowe drzewko, które przyciąga, kusi i skłania do zadawania pytań. Prawdziwe, Ci ono czy nie? Można pomacać, czy porazi prądem? A po co ono tu właściwie sobie tak wisi i dlaczego akurat tutaj w samym sercu staruszki Jaffy? Przeca na rzut beretem Tel Awiw, istny Nowy Jork Bliskiego Wschodu – to tam panie takie cuda, instalacje, nowoczesna sztuka, awangarda i szyk!
Tą zagadkę nie trudno rozwiązać, co trzeba zrobić? Posmakować trochę historii Bliskiego Wschodu i nie inaczej, a … pomarańczy 🙂
Nie musicie walczyć o to, na której ziemi będę rosło. Mogę rosnąć ponad ziemią i podziałami tak o to mówi do nas „Wiszące drzewo w Jaffie” 🙂
Korzenie wyrwanego drzewka wciąż zasilają substancje znajdujące się w glebie, która je otacza, dlatego drzewko żyje. Powieszone na linkach metr nad ziemią wygląda, jakby nie należało do miejsca, w którym się znajduje. Jego korzenie są niezależne od podłoża, a jednak drzewo wciąż tam wisi, i to w dodatku żywe! Zawieszone między stronami konfliktu, łapiące promienie słońca, wiszące drzewo w Jaffie zdaje się mówić: nie musicie walczyć o to, na której ziemi będę rosło. Mogę rosnąć ponad ziemią i ponad Waszymi podziałami.
Historia pomarańczą malowana
Pomarańcze 4 tys. lat temu wynaleźli Chińczycy, spryciarze skrzyżowali ze sobą mandarynki i pomelo. Słodkie, z odpowiednio cienką skórką, łatwiejsze w obieraniu niż pomelo, do tego łatwe do przechowywania, nie psuły się tak szybko, jak delikatne mandarynki. Szturmem zdobyły, więc Bliski Wschód, gdzie stały się nawet jednym z symboli obrońców chrześcijaństwa. Krzyżowcy stanowili ważny epizod w dziejach pomarańczy. Wozili je bowiem z Palestyny do Europy i tym sposobem pomarańcza zagościła w diecie europejczyków.
Przełomowy wynalazek arabskich rolników
W Palestynie, będącej częścią Imperium Osmańskiego, arabscy rolnicy dalej eksperymentowali z pomarańczą. Podlewali, przycinali drzewka i eliminowali co słabsze egzemplarze. W końcu palestyńskie pomarańcze w XIX w. zaczęły się, i to znacznie, odróżniać od innych szczepów pomarańczy. Skórka stała się gruba, łatwa do zdjęcia, ale doskonale chroniąca owoc w transporcie i umożliwiająca długie, nawet bardzo długie przechowywanie w bardzo gorącym, bliskowschodnim klimacie.
Pomarańczowy biznes żydowskich emigrantów
Shamouti, bo tak nazywała się odmiana wyhodowana w Palestynie, w połowie XIX wieku z portu w Jaffie zaczęły płynąć szerokim strumieniem w świat i przy okazji stały się szansą na biznes dla żydowskich emigrantów, masowo przybywających na te terany z Europy Zachodniej.
W okolicach Jaffy zaczęli oni masowo zakładać gaje pomarańczowe. Po pierwszej wojnie światowej Brytyjczycy, starając się wesprzeć gospodarkę na tych terenach, znieśli cła na słynne pomarańcze Shamouti, które powszechnie już nazywano pomarańcze Jaffa, i otworzyli na nie rynek brytyjski.
Galaretkowy szał
Słynący z zamiłowania do ciasteczek Brytyjczycy, pokochali tanią, słodką i powszechnie dostępną pomarańczową galaretkę, którą zaczęli smarować swoje ciasteczka. Kłopocik był jeden, nie dało się takich ciasteczek sprzedawać, bo galaretka się rozsmarowywała. Trzeba ją było czymś zabezpieczyć.
Jaffa Cakes szturmem zdobywają świat
Tym sposobem pewna szkocka firma cukiernicza wpadła na pomysł: wyprodukowała tani biszkopcik i pokryła go galaretką z pomarańczy Jaffa. Najtańszą i najbardziej dostępną na rynku. Następnie przykryła galaretkę trzecią warstwą zrobioną z mlecznej czekolady, która zastygała i chroniła galaretkę przed rozsmarowaniem. W roku 1927, firma wypuściła na rynek pierwsze „Jaffa cakes”. I… nie opatentowała swojego biszkoptowo-galaretkowego pomysłu…!
Do wybuchu II wojny światowej „Jaffa cakes”, czyli ciasteczka z Jaffy, trafiają wszędzie, produkują je wszystkie ceniące się zakłady cukiernicze na świecie.
Delicje, czyli „żydowskie ciasteczka”
Do Polski „Jaffa cakes” trafiają w 1973 r., za sprawą daru Państwa i partii dla wiodących zakładów cukierniczych im. 22 lipca (dawniej E. Wedel) i teraz znów Wedel, a nawet chyba znowu nie Wedel, tylko LOTTE Wedel sp. Swoją drogą kto by pomyślał, że historia słodyczy, tak mocno przeplata się z historią świata 🙂
Kłopotliwa nazwa Towarzysze!
Darem partii dla ludu pracującego stały się zakłady ciastkarskie zbudowane w Płońsku na brytyjskiej licencji i za zagraniczne kredyty. Zaczęto budowę i już w 1976 r. zakłady mogły ruszać z produkcją.
Był tylko jeden kłopocik… Tym kłopocikiem była nazwa… Ciasteczka „Jaffa cakes”, które Wedel w Płońsku miał produkować, nijak nie pasowały partyjnym towarzyszom.
Jak to tak, żydowskie ciasteczka, żydowska nazwa – gdy nasz przyjaciel, sojusznik i Wielki Brat z zza wschodniej granicy, nie utrzymuje stosunków z imperialistycznym okupantem w Izraelu. A tfu… żaden szanujący się towarzysz nie mógł na to pozwolić! No i tym sposobem właśnie, powstały nasze rodzime, swojskie „Delicje” 🙂
Polityczna pomarańcza
Na koniec, pomarańcze z Jaffy – po tym, jak były wykorzystywane przez krzewicieli chrześcijaństwa, a nawet, swego czasu, przez przeciwników republikanów podczas wojny domowej w Hiszpanii oraz brytyjskich polityków do unormowania stosunków na Bliskim Wschodzie – stały się również symbolem wzywania do bojkotu i nie kupowania izraelskich produktów, jako rzekomy symbol okupowanego przez Izrael Zachodniego Brzegu.