Rzuciła pracę w korpo i została przewodnikiem po Izraelu

Agata Feel Free Traveler

Fragment wywiadu dla Onet.pl i magazynu Damosfera.pl

 

Po latach spędzonych w korporacji, zadała sobie pytanie: czy to naprawdę jest to, co chce robić?

 

A może w podjęciu decyzji, by realizować swoje marzenia, pomógł paradoksalnie kryzys wieku średniego?

 

Agata Falęcka zdała sobie sprawę, że jej praca pijarowca zaczyna być pracą świstaka z reklamy “co zawija w te sreberka”, a zawija najczęściej i niestety coraz częściej … nie umowne delicje, a często wielkie …

DAMOSFERA: Podobno dopadł cię niedawno kryzys wieku średniego. Porzuciłaś ciepłą posadę w korpo – i zaczęłaś jeździć z grupami turystów do Izraela. Zacznijmy jednak od początku, czym się zajmowałaś?

Agata Falęcka: Praktycznie całe moje zawodowe życie – a niestety… trochę już ono trwa… – zajmowałam się public relations i komunikacją. Jestem – byłam – choć chyba jednak nadal jestem – managerem ds. PR. Pracowałam w Agencjach Reklamowych, Agencjach PR mniejszych i większych, byłam rzecznikiem prasowym zarówno pod stronie Agencji, jak i dużych firm, i korporacji. Prowadziłam wiele interesujących projektów, które przyniosły mi dużo satysfakcji, i z których – śmiało mogę powiedzieć – jestem dumna do dziś. To była m.in. praca przy projektach sponsoringowych, jak budowa pierwszego w Polsce profesjonalnego zespołu na Rajd Dakar – Orlen Team. Teraz, myślę, że prawie każdy słyszał o Rajdzie Dakar – kiedy zaczynaliśmy, o rajdach terenowych nie pisały nawet portale branżowe.

Praca przy projekcie dla Plusa, związanym z reprezentacją Polski w piłce siatkowej mężczyzn, później kobiet i praktycznie całej siatkówki. Sprowadzenie Ligi Światowej do Polski. Teraz kibice siatkówki, chyba nie wyobrażają sobie sezonu bez tych rozgrywek. A wracając do kibiców – to hasło “Najlepsi kibice na świecie” – i budowa kultury zachowania na stadionach i meczach siatkówki – też nie wzięły się same z siebie. To był proces i konsekwentnie budowany program. To były bardzo ciekawe projekty, których rozwój, zgodnie z początkowymi założeniami, mogę obserwować do dziś. Takich projektów było wiele, nie sposób wymienić je wszystkie – Heloł! Trochę już pracuję i trochę tego było.

No, ale poszukałaś…

Zaczęłam się zastanawiać, tak po prostu – co lubię, czego już nie lubię i nie chcę, nie muszę już robić – no, i wyszło mi, że tym, co lubię – nie będzie dużego zaskoczenia, są podróże. Emocje z tym związane, odkrywanie, poznawanie nowych kultur, ludzi – samej siebie też.

Jak to mówią, podróże kształcą – i choć to wyświechtany slogan – to sporo prawdy w tym jest. 🙂 Jest jeszcze jeden taki slogan: Podróże, to jedyna rzecz za którą płacisz, a mimo tego stajesz się bogatszy – czy jakoś tak!

No, to pomyślałam, super! Będę podróżować! Dlaczego nie. Nie urwałam się tak kompletnie z choinki z tym pomysłem – już na studiach byłam przewodnikiem po Warszawie, skończyłam też, oprócz studiów z public relations i zarządzania, studia z zakresu turystyki, więc to był taki trochę powrót do korzeni.

Skąd pomysł na tak odległy kraj, dlaczego właśnie Izrael?

Izrael – to był kompletny przypadek, i tak czasami myślę, że chyba tak po prostu musiało się stać. Nigdy nie był nawet na szczycie mojej listy krajów do odwiedzenia. Po prostu, była okazja, znajomi lecieli, atrakcyjna cena na lasta – no, to siup! No, i wpadłam. 🙂

Po Izraelu naszym przewodnikiem był fantastyczny człowiek, zwany “Józiem z Wałbrzycha”.

Pokazał nam Izrael swoimi oczami, jego historia, osobiste doświadczenia, zarówno z życia w Polsce jak i w Izraelu,

uwypuklenie stereotypów, nietolerancji, która miała potem wpływ na całe jego życie – a przy tym energia, spojrzenie na świat, otwartość i dowcip – sprawiły, że zupełnie inaczej spojrzałam na tej kraj.

Jego historia jest niesamowita, w Polsce powstał o nim film dokumentalny – bardzo polecam – “Józio chodź do domu” – dostępny chyba na Ninateka.pl. Film zdobył wiele nagród, bo magia Józia, humor i specyficzne spojrzenie na świat – urzeka. Tytuł filmu też jest znamienny – “Józio chodź do domu” – po tym jak wyemigrowali, całą rodziną z Polski w 1968 roku do Izraela, mama wołała go do domu, a dzieci myślały, że tak ma na imię – “Józio chodź do domu”. Nikt z nich nie znał jeszcze hebrajskiego…

Nasz Józio, czyli Josef Wilf, jak wita turystów mówi: „Dzień Dobry. – Jestem Józio z Wałbrzycha.” To syn ocalonych z Holokaustu, o swoim pochodzeniu dowiedział się jako dziecko. Nauczyciel w szkole nazwał go przy wszystkich dzieciach Żydem, a następnie ksiądz w Wielkanoc nie pozwolił mu wejść do kościoła – mówiąc “Żyd nie ma wstępu do Kościoła”…

Wybrał się tam ze swoim najlepszym przyjacielem Piotrusiem, chciał być po prostu jak inne dzieci. Jak sam mówi „Aż do tego dnia ze wszystkimi się bawiłem, wszyscy byli moimi przyjaciółmi i nagle cofnęli się” – jakbym nagle, brzydko mówiąc, zaczął “śmierdzieć” – wspomina. To tego dnia sam dowiedział się, że jest Żydem – do tej pory nie wiedział. Został pobity przez rówieśników. Po tym wydarzeniu rodzina wyjechała do Izraela, ale i tam traktowano go jako obcego.

Kolejnym bolesnym doświadczeniem, już w Izraelu, była sytuacja, kiedy jako nastolatek pracował z innymi dziećmi w kibucu –

po pracy wszyscy poszli pod prysznic – i wtedy to się stało – dzieci zaczęły się z niego śmiać, wyzywać, nazywać szpiegiem… dlaczego? Nie był obrzezany! Krzyczały, że nie jest Żydem. Znowu na ten jeden raz – wszyscy się od niego odsunęli… bo był inny. Krzyczał: “Jak nie jestem Żydem?! Ja musiałem wyjechać z Polski, bo jestem Żydem!”

Po latach psycholog powiedział, mu że to wydarzenie, jak i to z kościoła w Polsce, zaważyły na całym jego życiu…

Do końca obozu w kibucu nie wyszedł ze swojego pokoju, żadne dziecko nie chciało się z nim bawić! Ba, nawet rozmawiać! Po powrocie dowiedział się kolejnej rzeczy na temat historii swojej rodziny. To wtedy rodzice, a właściwie tata – powiedział mu o piekle, jakie przeszli podczas Holocaustu.

Mama Józia była w Auschwitz – była ofiarą eksperymentów doktora Mengele. Nie pozwoliła obrzezać syna, bo cały czas się bała, że Niemcy wrócą – tak się bała o swoje dziecko, że nie chciała by było wiadomo, że jest Żydem. Jak wspomina Józio – trzymała w domu całą szafę wypchaną puszkami, mówił, że te puszki były już tak przeterminowane, że “wybuchały” – nie dała ich ruszyć – mówiła: “Co Ty wiesz! Byłeś tam?! Niemcy są silni, oni na pewno wrócą – trzeba być przygotowanym”.

Wstrząsające historie ludzkie – przez pryzmat takich ludzkich doświadczeń i opowieści odkryłam Izrael. Dalsze losy Józia były równie ciekawe, był żołnierzem, handlarzem haszyszem, jego pierwszą żoną była piosenkarka, która wygrała Eurowizję przebojem “Hallejuah”, był w więzieniu ze względu na narkotyki, uzależnił się, potem pomagał młodzieży wyjść z nałogu. Jednym słowem, historia jak z filmu, a także ogromna lekcja na temat tolerancji, jej braku i jej wpływu na losy człowieka.

Zaprzyjaźniliśmy się z Józiem i to nie był koniec tej niesamowitej historii. Józio całe życie marzył, żeby przyjechać do Wałbrzycha, gdzie się wychował. Umożliwił mu to reżyser filmu “Józio chodź do domu” – Marcin Chłopaś i ten film jest właśnie o tej podróży do Wałbrzycha. Co ciekawe, reżyser filmu też poznał Józia podczas swojej wycieczki do Izraela – dokładnie w taki sam sposób jak ja.

Potem Józio przyjechał do Polski na premierę filmu. Film był prezentowany w Fabryce Schindlera w Krakowie i Muzeum Polin w Warszawie. Pamiętasz, wspominałam Piotrusia, przyjaciela Józia z dziecięcych lat w Wałbrzychu, chłopca, z którym chciał iść poświęcić jajka do kościoła. Józio zawsze marzył, żeby go jeszcze kiedyś spotkać.

Udało się go odnaleźć – to też kolejna niesamowita historia. To była niespodzianka dla Józia – coś niesamowitego. Po 50 latach, dzięki ogłoszeniom w gazetach, zaprzyjaźnionym dziennikarzom i znajomym znajomych – którzy publikowali informację w wałbrzyskich serwisach lokalnych – Piotrusia udało się znaleźć. Od razu, z dnia na dzień, przyjechał na premierę filmu do Krakowa, spotkali się z Józiem na dworcu. Podszedł do Józia ze zdjęciem, które ten mu dał, jako mały chłopiec przed wyjazdem do Izraela. Czujesz? Miał to zdjęcie przez 50 lat! To było, jak magia, przyjaciele odnaleźli się po 50 latach. Do dziś są w kontakcie. No, ale przy Józiu dzieje się właśnie taka magia… 50 lat – Piotruś mógł już dawno nie żyć, być, ja wiem, menelem, kimkolwiek. I cały ten czas miał to zdjęcie! O tych wydarzeniach można poczytać w Internecie – o Józiu i jego niesamowitej historii pisał Newsweek, Gazeta Wyborcza i inne media.

Miałam przyjemność być świadkiem tych wydarzeń, i towarzyszyć Józiowi podczas wizyty w Polsce, jak również jego pierwszej wizyty w Auschwitz, w baraku gdzie była trzymana jego mama.

To były niesamowite przeżycia i wydarzenia. I tak to spotkanie “Józia z Wałbrzycha” wpłynęło również na moje losy.:-)))) Jego jedne życie, a scenariusz jak na wiele żyć i filmów. To wtedy zaczęłam myśleć, że szkoda życia, na jałowe zamknięcie w szklanej puszce korpo-klatki, mało istotne sprawki typu: kto z kim, dlaczego, po co i ile tej premii? 🙂

Nie jestem odosobniona, na premierę filmu z Józiem przyjechali ludzie z całej Polski. Raczej niszowy, dokumentalny film, skąd to zainteresowanie? Ano, większość z nich to byli turyści Józia.:) Dowiedzieli się, nie wiadomo skąd i przyjechali, zobaczyć, uściskać, podziękować za emocje, za prawdziwe przeżycia! Jechali na jeden dzień, a właściwie na 2 godziny, po to tylko, żeby go zobaczyć! Magia człowieka i jego historii.

Ot i cała moja historia. 🙂

Co cię najbardziej fascynuje w tym kraju?

Izrael to taki cały świat w pigułce. Mała pesteczka, która na mapie świata wygląda jak przecinek, z nazwami miast wyrastającymi nad Morzem Śródziemnym – bo nie ma ich jak zapisać na tak małym skrawku mapy.:-) Wybuchowa mieszanka wielokulturowa, kraj powstania trzech największych religii monoteistycznych świata i jednocześnie zarzewie największych światowych konfliktów – oczywiście w imię… Boga.

Konglomerat składający się z ludności z prawie 120 krajów. Jedyne państwo demokratyczne w tym regionie i – jednocześnie – jedyne państwo demokratyczne na świecie, gdzie dotychczas nie uchwalono Konstytucji. Państwo zbudowane na zasadach religijnych, w którym większość obywateli jest niewierząca, gdzie małżeństwa homoseksualne są legalne, a geje i lesbijki mogą adoptować dzieci. Kraj paradoksów, z bogatą kulturą, historią, która dotyczy nas wszystkich. Chyba nie ma osoby, która nie słyszała o Betlejem czy Jerozolimie.

Kraj, który można odkrywać na bardzo wielu poziomach: tym religijnym, duchowym, historycznym, kulturowym czy przyrodniczym. Tym, co mnie zafascynowało, bo było dla mnie kompletnie nowe, nieznane, przez to też fascynujące – to judaizm, z jego często dziwnymi dla nas zwyczajami, ortodoksyjnymi dzielnicami, gdzie świat wygląda jak z XIX-wiecznych filmów. No wiesz, drugą moją pasją, oprócz podróży był zawsze teatr.:-) Żydowska kultura ma w sobie coś z teatru, mistycyzmu i magii… W końcu to tam narodziła się kabała.:-)))

Jednym słowem w Izraelu nie można się nudzić. Do tego dobra kuchnia, wino – też.:-) I zróżnicowana natura: od Morza Martwego – najniższego miejsca na Ziemi, po atrakcje przepięknej pustyni Negew, rafę koralową Morza Czerwonego czy zielone wzgórza i wodospady północy. Mogłabym tak długo. Trzeba po prostu pojechać i zobaczyć. Jestem pewna, że każdy znajdzie coś dla siebie. Z Izraelem jest tak, pojedziesz i niby nic… ale wrócisz i zaczynasz szukać informacji, czytać i chcesz więcej. To nie tylko moja przypadłość, obserwuję to stale wśród moich turystów.:-)

Please follow and like us:

Podobne posty

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *